Zastanawialiście
się kiedyś, dlaczego spotykają nas złe rzeczy? Dlaczego
przytrafiają się nam, kiedy inni żyją w szczęściu i spełnieniu?
Czy jest to kolejny nieodgadniony wyrok Boski? A może nasze losy są
jak wiecznie toczące się po stole kości, decydujące za nas o
naszym życiu? Im bardziej zbliżamy się do odpowiedzi, tym dalej od
niej tak naprawdę jesteśmy. Lecz jedno można powiedzieć. Każdy z
nas posiada gdzieś tam, daleko swoją własną gwiazdę. Gwiazdę
szczęścia, żalu, smutku, oraz wszelkich znanych ludzkości, lecz
niepojętych uczuć. Przyczynę chorób, wyjaśnienie miłości,
uzasadnienie naszych wyborów.
Hazel
ma szesnaście lat i zdiagnozowanego raka. Pozbawiona przyjaciół i
normalnego życia przez chorobę, pogrąża się w depresji. Aby
przeżyć musi cały czas zażywać leki i taszczyć do szkoły butlę
z tlenem. Przedłużenie życia o kilka lat nie jest dla niej
zbawieniem, jedynie przedłużeniem udręki. Do czasu aż na terapii
poznaje chłopaka, dla którego warto jest żyć i walczyć do samego
końca. Tak rozpoczyna się wspaniała i wzruszająca podróż do
samego sedna naszego życia, jego sensu i znaczenia.
Szczerze
mówiąc zapowiedź tej książki wydawała mi się odrobinę
kiczowata. Nie wiem, czy bym się za nią zabrała, gdyby w moje ręce
nie wpadł dzięki wymianie egzemplarz recenzyjny. Już wcześniej w
mojej głowie zrodziły się pewne wątpliwości. A może jednak?
Może spróbuję tym razem czegoś innego? I tym sposobem zabrałam
się za czytanie „Gwiazd naszych wina”. Z każda kolejną stroną
byłam coraz bardziej zachwycona. Ukazane tam uczucia i pewne
wartości znacznie przerosły moje niewielkie oczekiwania. Znalazłam
tam wszystko, czego od pewnego czasu mi brakowało : świetny humor i
nieskomplikowane wydarzenia, które mają na celu ukazać nam jakąś
prawdę. Oczywiście w przeciwieństwie do innych często wydawanych
w naszych czasach książek, gdzie fabuła nie jest zbyt wymagająca,
ale również bezcelowa. Konstrukcja tej książki jest naprawdę co
najmniej dobra, w porównaniu do innych książek młodzieżowych, a
kreacja postaci zupełnie mnie zachwyciła. Autor pisze prostym,
nieskomplikowanym językiem, ale mimo to udaje mu się poruszyć
jakąś głęboko ukrytą w człowieku strunę. Przybliża nam
wszystko to, co ludzkie i piękne. Nie ukrywa przed nami niczego.
Ukazuje bezlitośnie każdy aspekt choroby, o którym niekoniecznie
wszyscy chcieli by wiedzieć, bądź pamiętać. Ciekawe jest
nastawienie chorych do ich stanu, z którego często żartują,
radząc sobie w ten sposób z beznadziejnym położeniem. Ich
optymizm i nastawienie do choroby są naprawdę niesamowite, jak by
tego nie ująć. Czytając tą książkę, raz śmiałam się jak
głupia, by w następnym momencie zamilknąć z łomoczącą w mojej
głowie pustką. Bo taka jest prawda o życiu, Raz jesteśmy radośni,
a chwilę później pogrążeni w smutku. Tak zawsze było i będzie
w tym wszechświecie. Jest to jedna z tych niezmiennych rzeczy, na
które nie mamy żadnego wpływu. Jedna z rzeczy zapisanych w naszych
gwiazdach...Polecam wszystkim tą książkę, bo naprawdę warto.
Chociaż ma nieliczne, bardzo drobne wady, to blakną one w starciu z
zaletami. Moja ocena 5+/6